Bez większych negatywnych skutków dla zdrowia i kieszeni można palić w każdym piecu:

węglem kamiennym — dla kotła zasypowego im grubszy sortyment tym lepszy, mułu węglowego najlepiej unikać
węglem czeskim (“półbrunatnym”) i brunatnym – mimo że ma gorsze parametry i 30–50% wilgoci, to palenie nim jest legalne
niemalowanym, nieimpregnowanym drewnem
ekogroszkiem, pelletem, brykietami drzewnymi
brykietami ze słomy, zbożem, odpadami roślinnymi różnego rodzaju (np. łupinami z orzechów, pestkami, szyszkami – tu ryzykiem jest jedynie zniszczenie kotła przez kwasy zawarte w niektórych pestkach (np. wiśni) albo problemy z leśniczym, bo hurtowe wynoszenie szyszek z lasu jest karalne)


Kto to wymyślił, czym wolno palić?
Co decyduje o tym, że paliwo nadaje się do domowego pieca? Czemu akurat węgiel — zawierający przecież po trochu całą tablicę Mendelejewa — jest legalny, a odpadów z produkcji paneli podłogowych, które za darmo załatwia szwagier, nie można w domu spalić?

Paliwa “legalne” takie jak węgiel czy drewno nie uwalniają podczas spalania substancji silnie toksycznych. Produkty ich spalania mogą być niezdrowe, ale nie natychmiastowo trujące (o ile nie wdycha się spalin prosto z komina oczywiście).

Inaczej sprawa wygląda z różnego rodzaju odpadami, wyrobami z przetworzonego drewna, materiałami z tworzyw sztucznych itp. Ich spalanie w domowych piecach jest zabronione (oraz słono karane, a ściganie tego zaczyna być skuteczne), ponieważ uwalniają one do atmosfery silnie toksyczne trucizny. Dzieje się tak z dwóch przyczyn:

w stosunkowo niskich temperaturach, jakie osiąga domowy piec (500–600st.C), nie jest możliwy pełny rozkład substancji i powstają rakotwórcze półprodukty. Tak wygląda sytuacja np. ze styropianem.
odpad zawiera w dużych ilościach substancje, które same w sobie są szkodliwe (np. metale ciężkie jak ołów, kadm, rtęć) lub które w trakcie spalania łączą się w toksyczne związki (chlor, siarka) albo też są obecne w paliwie i ulatują do atmosfery (np. formalina w lepiszczu płyt meblowych).